Po powrocie na Wyspę Kos, z podróży do Centralnej Tesalii, około 390 roku p.n.e. No zdjęciu współczesna Tesallia.
Adepci wchodzili powoli do drugiego asclepionu. W przedsionku gromadzili się chorzy, jedni chcąc złożyć ofiarę w sąsiedniej nawie, według starszej tradycji, inni pokornie czekali na mistrza.
Kiedy gwar ucichł wszedł mężczyzna, o zdecydowanych rysach twarzy, silnej posturze, choć nieco już posunięty w latach. Porozglądał się dookoła. Wskazał ręką i poprosił siedzącego opodal kowala. Powoli odwinął opatrunek. Przyjrzał się miejscu po urazie, dotknął blizny, lekko podniósł ramię i powąchał zranione wcześniej miejsce.
Wszedł uczeń, zapach ziół roznosił się na dużą odległość. Mistrz dotknął go lekko, ale kowal nie zareagował. Przesunął skórę, badany spojrzał na niego zaciekawiony.
- Boli? Zapytał. A obecni spojrzeli na twarz zaintrygowanego kowala.
- Nie, tak jak wczoraj mistrzu, ale boli w tym miejscu i ramię jak poruszam młotem.
- Poruszasz młotem? Zdziwił się przewodniczący spotkania. Nie za wcześnie?
Roześmiał się, co udzieliło się całej kameralnej sali. Nałożył maść i zaczął wpierw spokojnie, a potem nieco energiczniej masować. Pacjent skrzywił się odrobię, ale potem napiął mięśnie i rozluźnił i z uśmiechem poruszał palcami.
- Teraz lepiej – odrzekł kowal. Nieco niezrozumiale w starym wspólnym dialekcie.
Mistrz nałożył jeszcze trochę maści i zaczął rozcierać obolałe miejsca. Rozpoczął od masowania ramienia i pleców, potem okolice i miejsce samego urazu. Wykonywał głaskania, rozcierania, a napięte mięśnie powoli ugniatał. Panowała cisza. (…)
Niczym nie przypominało to wczorajszego spotkania ze starym skrybą który nadwyrężył dłoń, kiedy podczas obliczaniach portowych załadunków, uchronił głowę dłonią przed spadającą liną. Teraz ruchy mistrza były co jakiś czas przerywane. Masował i na przemian odrywał dłonie. Pokazywał jak namaszczać, rozmawiał o pocieraniu w okolicach stawów i ugniatał tam gdzie mięśnie były bardziej zarysowane silniejszą muskulaturą. Po jakimś czasie wskazywał na kolejnych adeptów, którzy podchodzili i starali się powtarzać na kowalu, potem na starym skrybie ruchy mistrza lub na sobie nawzajem.
Trzecia weszła kobieta, odsłoniła ramię, zbolałe po wypadku.
Do drugiego pokoju wszedł mistrz z dwoma starszymi uczniami. Skupił się najpierw na ocenie bólu, ruchomości stawów i zapytał:
- Jakie majcie propozycje do dalszego leczenia? Później podsumował:
- Mamy tu trzy rodzaje masowania. Pierwsze to głaskanie, ale bardziej mocniejsze i głębsze niż namaszczanie, jak to czynią wasze kobiety z wieczora!
Wszyscy zaśmiali się donośnym głosem.
- Potem rozcieramy, skupiamy się także na miejscach gdzie czujemy zgrubienia. Co jakiś czas ugniatamy lub znowu namaszczamy i głaszczemy.
Zaczęli się zastanawiać i powoli, bardziej zdecydowanie jeszcze raz powtarzać.
Na mnie już czas - odrzekł po chwili. Idę na krótki spacer.
Uczniowie odprowadzili wzrokiem mistrza. Słońce świeciło w pełni, mistrz zaczerpnął świeżej wody u bram asclepionu. W tym momencie podeszła młoda dziewczyna i rzekła:
- Mam dla mistrza wiadomość, mistrzu Hipokratesie!
- Dobrze - odparł mistrz. Ćwiczcie, obserwujcie i spotykamy się po trzeciej zmianie straży. Nie zapomnijcie też że chcą złożyć stosowne ofiary. Ci ludzie tak są wychowani, to ich tradycja. Jeśli mają się przez to poczuć lepiej, symboliczne ofiary będą więc im pomocne.
Po czym powolnym krokiem poszedł w ślad za przynoszącą wieści. ... (...).
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
W antycznej Grecji panowały dwa główne nurty związane z masażem:
Pierwszy pielęgnacyjny i „rekreacyjny” nie znamy wystarczająco ówczesnej terminologii, ale zabiegi związane były przede wszystkim z namaszczaniem oraz oczyszczaniem, dla celów kosmetycznych i dla dobrego samopoczucia w trakcie wykonywania samych zabiegów jak i ogólnego komfortu.
Praktyka ta miała także pewien wymiar socjalny, społeczny, ponieważ zabiegi wykonywano czasami wspólnie, w publicznych łaźniach, przed uroczystościami, a także w gronie rodzinnym lub znajomych w domowej alkowie. Towarzyszyły im rozmowy, wymiana myśli, więc także pewien akcent filozoficzny, polityczny i duchowy. Bardzo prawdopodobne jest iż towarzyszyła tym zabiegom także prosta muzyka na: harfie lub na flecie.
Wykonywali je specjalnie rekrutowani praktycy, służący, zaufani domu, z uwagi na zachowanie dyskrecji co do tematów rozmów gospodarzy domu jak i gości. W gimnazjonach masażami zajmowali się także specjalnie wyszkoleni niewolnicy. Zabiegi służyły także celom sportowym.
Drugi to anatripsis. Praktyka ta stosowana przez Hipokratesa i późniejszych jego uczniów była związana bardziej z leczniczym masażem. Charakteryzowała się docelowym kierunkiem dosercowym, rozróżniano trzy podstawowe techniki: głaskania, rozcierania, ugniatania. Prawdopodobnie opracowywano wpierw ogólnie, większe mięśnie, później pracowano z konkretnym schorzeniem, kontuzjami. Co ciekawe Hipokrates brał także pod uwagę stan emocjonalny, psychiczny pacjenta oraz środowisko jako czynniki równowagi i zdrowia.
Musiał także mimo nowoczesnego spojrzenie na leczenie, liczyć się także ze starszymi obyczajami, mitami, przesądami, kulturowym prymatem. (…)
Późniejsze tradycje przejęli także Rzymianie oraz Bizancjum. W późniejszych wiekach po upadku cesarstw, masaż przetrwał także w tradycji arabskiej.
Nie oznacza to zupełnego przerwania praktyki masażu, na ironię przetrwał w tradycji ludowej, rodzinnej, przy okazji higieny, wschodniej tradycji stosowania bali i oklepywania witkami, także w czasach dystansu do wszystkiego co cielesne. Praktyki masażu podczas higieny i prostych metod leczenia, zachowywały się jednak w tradycji ustnej przekazywanej przez pokolenia.
Trzeba było wielu wieków, aby masaż w Europie został ponownie doceniony w XVI wieku, paradoksalnie stosowany przez lekarzy wojskowych, po urazach, amputacjach, itd. ale to już zupełnie inna historia. (…)
Nie wiemy dokładnie, są bardzo skąpe informacje, ale masaż wprowadzany przez Hipokratesa, miał pewne cechy tego co w XIX i XX wieku, rozpowszechniono jako tzw. masaż klasyczny, pochodzący z wspólnej tradycji określanej jako masaż szwedzki. Ale to już zupełnie inny temat. (…)